s. Paulina M. Kaczmarek OSC
Początki
Pierwszy w serii felietonów o św. Klarze
Wszystko zaczęło się od Jego spojrzenia. Te oczy, tak żywo spoglądające z Krucyfiksu św. Damiana, nadały nową tożsamość młodemu i ambitnemu młodzieńcowi o imieniu FRANCESCO. Spotkali się – wielki Bóg i mały człowiek... Wystarczyła sekunda, aby uruchomić cały szereg wydarzeń, które na zawsze zmienią bieg życia nie tylko Franciszka z Asyżu, ale i tych, którzy tak jak on przez wieki będą pragnąć bliskości Ukrzyżowanego Jezusa, który... nie umarł, lecz żyje na wieki!
Krzyż w małym, zrujnowanym i nieczynnym kościółku św. Damiana w dolinie Spoletańskiej tryska życiem. Dosłownie – strumienie krwi jak z bijącego źródła wylewają się z Chrystusowym Ran, niczym ożywiający i obmywający strumień miłosierdzia... Ten krzyż zwiastuje zwycięstwo. Ukrzyżowana miłość przezwyciężyła niejeden opór, niejeden lęk, niejedno wahanie Franciszka Bernardone. Syn bogatego kupca miał mieć przed sobą świetlaną przyszłość: bogactwo, sława; pojawił się też pomysł, by zdobyć tytuł rycerski i w ten sposób dostać się do wyższej klasy społecznej – jak to w średniowieczu, liczył się ten, kto jest wyżej (maior). Jedna nieudana wyprawa na wojnę, potem druga, w której Asyż przegrywa z Perugią, i wielu idzie do niewoli, a wśród nich nasz Bohater. Przychodzi choroba, czas na refleksję... Łaska działa nieustannie, krok po kroku, chwila za chwilą. Młodzieniec powoli kapituluje wobec Miłości, Która nie jest kochana. Klęka przed Krzyżem, który nagle do niego przemawia: „Franciszku, komu lepiej służyć – panu czy słudze?” To oczywiste, że „Lepiej panu!” „Więc czemu opuszczasz Pana dla sługi?!” Wszystko wydaje się teraz ukazywać w innym świetle, serce młodzieńca dokonuje wyboru. Bóg ma dla niego zadanie: „Idź i odbuduj Mój Kościół”... I co zrobił? Poszedł!! I oto się zaczęło... Dwudziestoczteroletni mężczyzna poświęca się modlitwie i pracy, najpierw dosłownie odbudowując opuszczone kościółki z okolic Asyża; z czasem dopiero zrozumie, że Kościół Boży jest w duszy, i to tu go trzeba odbudowywać, odda się zatem głoszeniu kazań, nieustannie czerpiąc światło z Ewangelii i samotnego przebywania z Bogiem. Sam stał się światłem, które nie mogło ukryć się pod korcem. Zarażał Bogiem. Pierwsi towarzysze ubogiego brata razem z nim poszli szukać i...kochać tych, którzy są mniejsi (minor), poszli do najuboższych, do odrzuconych, łącznie z trędowatymi, a „Pan współdziałał z nimi”. W sposób niezrozumiały dla samego Franciszka zgromadziła się wokół niego cała rzesza zakochanych w Bogu ludzi, która z czasem nabierze konkretnych kształtów, aż do zatwierdzenia Reguły ich życia, która w swojej treści składała się wyłącznie z cytatów z Ewangelii. Da się tak żyć? Im się udało! Imię Jezusa mieli na ustach, gdziekolwiek poszli, a tak jak Pan sam rozsyłał uczniów na krańce świata, tak i oni szli i przepowiadali. Teraz największą ambicją Franciszka było głosić „pokój i dobro”, dać ludziom poznać Tego, Który nadał sens jego życiu. Odwaga popchnęła go nawet do pielgrzymowania do Ziemi Świętej, gdzie spotykając się z sułtanem, zjednał sobie przychylność muzułmańskiego świata. Wielu takie wyprawy przypłaciło życiem, a on... pozostawił ślad Bożej dobroci i pojednania... On „nie miał innych pragnień, innych tęsknot”, oprócz tego Jednego – Jedynego Boga. Cały upodobnił się do swego Chrystusa do tego stopnia, że Ojciec z nieba zechciał, by stało się to widzialne fizycznie. Obdarował więc swego wiernego sługę współuczestnictwem w Męce Jezusa, wyciskając na nim widoczną pieczęć stygmatów, które nosił przez dwa lata aż do dnia przejścia do wieczności.
Młodemu pokutnikowi, który wędrując to tu, to tam, z radością śpiewał pieśni o swojej Oblubienicy – Pani Ubóstwo, przyglądało się wielu ziomków. W ich gronie znalazła się też młodsza o 12 lat szlachcianka – KLARA Favarone di Offreducio. Już imię zradza, że była jasna, ale bardziej z czynów niż samego tylko imienia. Z rodziny głęboko chrześcijańskiej wyniosła umiłowanie modlitwy i miłosierdzia względem ubogich. Czegoś jednak jej brakowało – definitywnego wyboru, możliwości całkowitego „oddania się Temu, który cały się oddał dla naszej miłości”. Z każdym kazaniem Franciszka na asyskim placu, a potem indywidualnymi spotkaniami na rozmowach duchowych wzrastał w młodym dziewczęciu głód czegoś więcej... Co jednak zrobić? Nie może żyć tak jak bracia – żebrząc od domu do domu, śpiąc pod gołym niebem, będąc na dodatek jedyną niewiastą w ich gronie. A do tego wszystkiego rodzina się nie zgodzi (zwłaszcza wuj, który sprawował opiekę nad rodziną w zastępstwie za zmarłego ojca), przecież to nie przystoi szlachciance... Ale łatwo się nie podda. Razem z Franciszkiem, w coraz większej duchowej przyjaźni (gdzie Klara nazywa go ojcem!) podążają drogą odkrywanego w sercu, złożonego im przez Ducha świętego charyzmatu – życia wyłącznie dla Jezusa, spełniając wymagania Ewangelii. Osiemnastoletnia Klara ucieka z domu w noc Niedzieli Palmowej i za zgodą miejscowego biskupa tymczasowo przebywa u benedyktynek, a następnie w innej niesformalizowanej wspólnocie pobożnych kobiet. Jednak ona wie, że to nie jest to, czego Pan od niej chciał... Ostatecznie zamieszkuje przy odrestaurowanym przez swego duchowego przewodnika kościółku San Damiano. Tak, to jest to miejsce... I to jest to spojrzenie Ukrzyżowanego... Kilkanaście dni wystarczyło, by rodzona siostra Klary – Agnieszka nie mogła usiedzieć spokojnie w domu i dołączy do swej siostry, która odtąd będzie dla niej przełożoną (opatką - ksieni), a i nie tylko dla niej, ale i w późniejszym okresie dla ich trzeciej siostry - Beatrycze i... ich matki - Ortolany oraz wielu innych, których liczba w tak ciasnym przytułku dojdzie do pięćdziesięciu. Niezwykłe życie, surowa pokuta, nocna liturgia, wspólnotowa miłość – we wszystkim JEZUS... A zwłaszcza Jezus ubogi i ukrzyżowany. Bywały ciężkie chwile, gdy nie wystarczało do skromnego nawet posiłku użebranego przez braci chleba, ale Klarze o matczynym sercu nie brakło wiary: znak krzyża na ostatnim bochenku uaktualnił ewangeliczny cud rozmnożenia. Klarze nie brakło nigdy pokory, gdy swoim siostrom utrudzonym pracą myje stopy, całując je w głębokiej czci dla Tego, który umył je swoim uczniom. Nie brakowało jej miłości, gdy pielęgnowała swoje siostry chorujące na najbardziej odrażające dolegliwości; i nie brakło jej odwagi, by Swego Ukochanego poprosić o uzdrowienie dla nich – a On faktycznie niczego jej nie odmówił... Zadziwia prostota jej życia – ona nie szła i nie krzyczała na placach... Nie robiła nic szczególnego. Cierpiała, trzydzieści lat złożona chorobą do łóżka, wykonując proste ręczne robótki... - nie ma się czym szczycić... Ale jak wielki ogień Jezusa płonął w jej sercu, skoro potrafiła swoim zawierzeniem i modlitwą ocalić przed piekłem duszę nie tylko niejednego śmiertelnika (a i demony krzyczały, że palą ich modlitwy Klary), ale nawet dwukrotnie wspomóc cały Asyż, gdy wojska nieprzyjaciół - w tym raz Saracenów spod znaku księżyca – uciekły spod bram miasta rażone światłem bijącym z trzymanej przez ubogą siostrę Cyborium z Najświętszymi Hostiami skrywającymi Obecność Tego, który dał jej słowo, że „zawsze strzec je będzie”...
Klara sercem, duszą i ciałem nieustannie trwała przed Obliczem swego Umiłowanego. Z Nim dzieliła troski przełożeństwa, Jego pytała o zdanie w wątpliwych chwilach, nieustannie nasłuchiwała, co bije w Bożym Sercu, trwając w milczeniu i oczekiwaniu na modlitwie, jaką On da jej odpowiedź. Bycie w Bożej obecności jej wystarczało, by nasycić zgłodniałego ducha… Właśnie takie jej kontemplacyjne usposobienie Pan sam uczynił drogą do wyniesienia jej na szczyty świętości, na tę samą drogę wprowadzając inne uczennice. Cała rzesza kobiet weźmie z niej przykład, i gromadząc się w kilku- lub kilkunastoosobowych wspólnotach rozproszy się wkrótce nie tylko po Italii, ale dość szybko po całej Europie, a nawet dalej… Już za życia świętej asyżanki takich wspólnot (pierwotnie zwanych damianitkami – od imienia patrona klasztoru, św. Damiana, w którym żyła Klara – następnie Ubogimi Paniami, a w końcu klaryskami) będzie sporo, wśród nich bardzo prężna i radykalna w swym ubóstwie wspólnota w Pradze, założona przez św. Agnieszkę, córę króla czeskiego, której dziś zawdzięczamy odsłaniające najgłębsze tajemnice życia duchowego Klary niezwykłe relikwie w postaci listów do niej. Z czeskiego zalążka Zakonu Klarysek wywędruje kolejne kilka sióstr do kraju Polan - na zaproszenie bł. Salomei Piastówny. Ubogie mniszki zamieszkają pierwotnie w Zawichoście na ziemi sandomierskiej, a niedługo potem ze względów bezpieczeństwa przeniosą się do Skały pod Kraków, aby na stałe osiedlić się w Krakowie. Za Bożym zrządzeniem, charyzmat klariański, zraszany łaską niebieską znajdzie w Polsce dobry grunt i przez osiem wieków nieprzerwanie będzie oświecał tę ziemię, aż do chwili obecnej. Dziś w naszej Ojczyźnie są 22 klasztory czterech gałęzi tej zakonnej rodziny. W ponad 70 krajach świata modli się codziennie więcej niż 20 000 klarysek i żyjąc w ukryciu, nie opuszczają murów klauzury (prócz sytuacji poważnej konieczności), nie pełnią dzieł apostolskich, większość swojego czasu rezerwują dla Samego tylko Boga. Tak jak w wojnie z Amalekitami, Jozue z mieczem wojował na pierwszej linii frontu, a zwycięstwo i tak zależało od wzniesionych ku Niebu rąk Mojżesza (Wj 17, 8-16), tak spodobało się Najwyższemu, aby niektórych spośród obdarzonych łaską wiary przeznaczyć wyłącznie do takiej misji. Po to właśnie są klaryski…
A wszystko zaczęło się od Jego spojrzenia. Spojrzenia Ukrzyżowanego. Franciszek i Klara to postacie, które pozwoliły Mu odmienić swoje życie... Ale dziś ten Sam Ukrzyżowany patrzy z miłością... na mnie i na ciebie... Pozwolisz Mu na siebie spojrzeć? I jak dalej potoczy się TWOJA historia...?
Krzyż w małym, zrujnowanym i nieczynnym kościółku św. Damiana w dolinie Spoletańskiej tryska życiem. Dosłownie – strumienie krwi jak z bijącego źródła wylewają się z Chrystusowym Ran, niczym ożywiający i obmywający strumień miłosierdzia... Ten krzyż zwiastuje zwycięstwo. Ukrzyżowana miłość przezwyciężyła niejeden opór, niejeden lęk, niejedno wahanie Franciszka Bernardone. Syn bogatego kupca miał mieć przed sobą świetlaną przyszłość: bogactwo, sława; pojawił się też pomysł, by zdobyć tytuł rycerski i w ten sposób dostać się do wyższej klasy społecznej – jak to w średniowieczu, liczył się ten, kto jest wyżej (maior). Jedna nieudana wyprawa na wojnę, potem druga, w której Asyż przegrywa z Perugią, i wielu idzie do niewoli, a wśród nich nasz Bohater. Przychodzi choroba, czas na refleksję... Łaska działa nieustannie, krok po kroku, chwila za chwilą. Młodzieniec powoli kapituluje wobec Miłości, Która nie jest kochana. Klęka przed Krzyżem, który nagle do niego przemawia: „Franciszku, komu lepiej służyć – panu czy słudze?” To oczywiste, że „Lepiej panu!” „Więc czemu opuszczasz Pana dla sługi?!” Wszystko wydaje się teraz ukazywać w innym świetle, serce młodzieńca dokonuje wyboru. Bóg ma dla niego zadanie: „Idź i odbuduj Mój Kościół”... I co zrobił? Poszedł!! I oto się zaczęło... Dwudziestoczteroletni mężczyzna poświęca się modlitwie i pracy, najpierw dosłownie odbudowując opuszczone kościółki z okolic Asyża; z czasem dopiero zrozumie, że Kościół Boży jest w duszy, i to tu go trzeba odbudowywać, odda się zatem głoszeniu kazań, nieustannie czerpiąc światło z Ewangelii i samotnego przebywania z Bogiem. Sam stał się światłem, które nie mogło ukryć się pod korcem. Zarażał Bogiem. Pierwsi towarzysze ubogiego brata razem z nim poszli szukać i...kochać tych, którzy są mniejsi (minor), poszli do najuboższych, do odrzuconych, łącznie z trędowatymi, a „Pan współdziałał z nimi”. W sposób niezrozumiały dla samego Franciszka zgromadziła się wokół niego cała rzesza zakochanych w Bogu ludzi, która z czasem nabierze konkretnych kształtów, aż do zatwierdzenia Reguły ich życia, która w swojej treści składała się wyłącznie z cytatów z Ewangelii. Da się tak żyć? Im się udało! Imię Jezusa mieli na ustach, gdziekolwiek poszli, a tak jak Pan sam rozsyłał uczniów na krańce świata, tak i oni szli i przepowiadali. Teraz największą ambicją Franciszka było głosić „pokój i dobro”, dać ludziom poznać Tego, Który nadał sens jego życiu. Odwaga popchnęła go nawet do pielgrzymowania do Ziemi Świętej, gdzie spotykając się z sułtanem, zjednał sobie przychylność muzułmańskiego świata. Wielu takie wyprawy przypłaciło życiem, a on... pozostawił ślad Bożej dobroci i pojednania... On „nie miał innych pragnień, innych tęsknot”, oprócz tego Jednego – Jedynego Boga. Cały upodobnił się do swego Chrystusa do tego stopnia, że Ojciec z nieba zechciał, by stało się to widzialne fizycznie. Obdarował więc swego wiernego sługę współuczestnictwem w Męce Jezusa, wyciskając na nim widoczną pieczęć stygmatów, które nosił przez dwa lata aż do dnia przejścia do wieczności.
Młodemu pokutnikowi, który wędrując to tu, to tam, z radością śpiewał pieśni o swojej Oblubienicy – Pani Ubóstwo, przyglądało się wielu ziomków. W ich gronie znalazła się też młodsza o 12 lat szlachcianka – KLARA Favarone di Offreducio. Już imię zradza, że była jasna, ale bardziej z czynów niż samego tylko imienia. Z rodziny głęboko chrześcijańskiej wyniosła umiłowanie modlitwy i miłosierdzia względem ubogich. Czegoś jednak jej brakowało – definitywnego wyboru, możliwości całkowitego „oddania się Temu, który cały się oddał dla naszej miłości”. Z każdym kazaniem Franciszka na asyskim placu, a potem indywidualnymi spotkaniami na rozmowach duchowych wzrastał w młodym dziewczęciu głód czegoś więcej... Co jednak zrobić? Nie może żyć tak jak bracia – żebrząc od domu do domu, śpiąc pod gołym niebem, będąc na dodatek jedyną niewiastą w ich gronie. A do tego wszystkiego rodzina się nie zgodzi (zwłaszcza wuj, który sprawował opiekę nad rodziną w zastępstwie za zmarłego ojca), przecież to nie przystoi szlachciance... Ale łatwo się nie podda. Razem z Franciszkiem, w coraz większej duchowej przyjaźni (gdzie Klara nazywa go ojcem!) podążają drogą odkrywanego w sercu, złożonego im przez Ducha świętego charyzmatu – życia wyłącznie dla Jezusa, spełniając wymagania Ewangelii. Osiemnastoletnia Klara ucieka z domu w noc Niedzieli Palmowej i za zgodą miejscowego biskupa tymczasowo przebywa u benedyktynek, a następnie w innej niesformalizowanej wspólnocie pobożnych kobiet. Jednak ona wie, że to nie jest to, czego Pan od niej chciał... Ostatecznie zamieszkuje przy odrestaurowanym przez swego duchowego przewodnika kościółku San Damiano. Tak, to jest to miejsce... I to jest to spojrzenie Ukrzyżowanego... Kilkanaście dni wystarczyło, by rodzona siostra Klary – Agnieszka nie mogła usiedzieć spokojnie w domu i dołączy do swej siostry, która odtąd będzie dla niej przełożoną (opatką - ksieni), a i nie tylko dla niej, ale i w późniejszym okresie dla ich trzeciej siostry - Beatrycze i... ich matki - Ortolany oraz wielu innych, których liczba w tak ciasnym przytułku dojdzie do pięćdziesięciu. Niezwykłe życie, surowa pokuta, nocna liturgia, wspólnotowa miłość – we wszystkim JEZUS... A zwłaszcza Jezus ubogi i ukrzyżowany. Bywały ciężkie chwile, gdy nie wystarczało do skromnego nawet posiłku użebranego przez braci chleba, ale Klarze o matczynym sercu nie brakło wiary: znak krzyża na ostatnim bochenku uaktualnił ewangeliczny cud rozmnożenia. Klarze nie brakło nigdy pokory, gdy swoim siostrom utrudzonym pracą myje stopy, całując je w głębokiej czci dla Tego, który umył je swoim uczniom. Nie brakowało jej miłości, gdy pielęgnowała swoje siostry chorujące na najbardziej odrażające dolegliwości; i nie brakło jej odwagi, by Swego Ukochanego poprosić o uzdrowienie dla nich – a On faktycznie niczego jej nie odmówił... Zadziwia prostota jej życia – ona nie szła i nie krzyczała na placach... Nie robiła nic szczególnego. Cierpiała, trzydzieści lat złożona chorobą do łóżka, wykonując proste ręczne robótki... - nie ma się czym szczycić... Ale jak wielki ogień Jezusa płonął w jej sercu, skoro potrafiła swoim zawierzeniem i modlitwą ocalić przed piekłem duszę nie tylko niejednego śmiertelnika (a i demony krzyczały, że palą ich modlitwy Klary), ale nawet dwukrotnie wspomóc cały Asyż, gdy wojska nieprzyjaciół - w tym raz Saracenów spod znaku księżyca – uciekły spod bram miasta rażone światłem bijącym z trzymanej przez ubogą siostrę Cyborium z Najświętszymi Hostiami skrywającymi Obecność Tego, który dał jej słowo, że „zawsze strzec je będzie”...
Klara sercem, duszą i ciałem nieustannie trwała przed Obliczem swego Umiłowanego. Z Nim dzieliła troski przełożeństwa, Jego pytała o zdanie w wątpliwych chwilach, nieustannie nasłuchiwała, co bije w Bożym Sercu, trwając w milczeniu i oczekiwaniu na modlitwie, jaką On da jej odpowiedź. Bycie w Bożej obecności jej wystarczało, by nasycić zgłodniałego ducha… Właśnie takie jej kontemplacyjne usposobienie Pan sam uczynił drogą do wyniesienia jej na szczyty świętości, na tę samą drogę wprowadzając inne uczennice. Cała rzesza kobiet weźmie z niej przykład, i gromadząc się w kilku- lub kilkunastoosobowych wspólnotach rozproszy się wkrótce nie tylko po Italii, ale dość szybko po całej Europie, a nawet dalej… Już za życia świętej asyżanki takich wspólnot (pierwotnie zwanych damianitkami – od imienia patrona klasztoru, św. Damiana, w którym żyła Klara – następnie Ubogimi Paniami, a w końcu klaryskami) będzie sporo, wśród nich bardzo prężna i radykalna w swym ubóstwie wspólnota w Pradze, założona przez św. Agnieszkę, córę króla czeskiego, której dziś zawdzięczamy odsłaniające najgłębsze tajemnice życia duchowego Klary niezwykłe relikwie w postaci listów do niej. Z czeskiego zalążka Zakonu Klarysek wywędruje kolejne kilka sióstr do kraju Polan - na zaproszenie bł. Salomei Piastówny. Ubogie mniszki zamieszkają pierwotnie w Zawichoście na ziemi sandomierskiej, a niedługo potem ze względów bezpieczeństwa przeniosą się do Skały pod Kraków, aby na stałe osiedlić się w Krakowie. Za Bożym zrządzeniem, charyzmat klariański, zraszany łaską niebieską znajdzie w Polsce dobry grunt i przez osiem wieków nieprzerwanie będzie oświecał tę ziemię, aż do chwili obecnej. Dziś w naszej Ojczyźnie są 22 klasztory czterech gałęzi tej zakonnej rodziny. W ponad 70 krajach świata modli się codziennie więcej niż 20 000 klarysek i żyjąc w ukryciu, nie opuszczają murów klauzury (prócz sytuacji poważnej konieczności), nie pełnią dzieł apostolskich, większość swojego czasu rezerwują dla Samego tylko Boga. Tak jak w wojnie z Amalekitami, Jozue z mieczem wojował na pierwszej linii frontu, a zwycięstwo i tak zależało od wzniesionych ku Niebu rąk Mojżesza (Wj 17, 8-16), tak spodobało się Najwyższemu, aby niektórych spośród obdarzonych łaską wiary przeznaczyć wyłącznie do takiej misji. Po to właśnie są klaryski…
A wszystko zaczęło się od Jego spojrzenia. Spojrzenia Ukrzyżowanego. Franciszek i Klara to postacie, które pozwoliły Mu odmienić swoje życie... Ale dziś ten Sam Ukrzyżowany patrzy z miłością... na mnie i na ciebie... Pozwolisz Mu na siebie spojrzeć? I jak dalej potoczy się TWOJA historia...?