s. Paulina M. Kaczmarek OSC
Roślinka na asyskiej ziemi
Drugi w serii felietonów o św. Klarze
„Ja siałem, Apollos podlewał, lecz Bóg dał wzrost...” (1 Kor 3,6)
Plantula, czyli roślinka. Tak mówiła sama o sobie Klara z Asyżu zawsze, gdy wspominała o swojej relacji ze św. Franciszkiem. Uznawała swoją zależność i pokorną wdzięczność. Zaiste, było za co... Bo czy święta Klara byłaby tą samą Klarą, gdyby Franciszek nie był dla niej tym, kim był? Powiedzmy nadto więcej – i powiedzmy to głośno! – czy św. Franciszek byłby tym samym Franciszkiem, gdyby Klara nie stała się dla niego tą, którą się stała?? Z PEWNOŚCIĄ NIE!
Powróćmy na chwilę do początków nawrócenia Biedaczyny, do roku ok. 1206. Na razie jest sam, bez towarzyszy. Ale też sam ze swoim ideałem, wyczytanym ze spojrzenia Ukrzyżowanego z krucyfiksu w San Damiano. To tu, w ubogim, zrujnowanym kościółku, gdzie kamienie ledwo trzymają się jeden na drugim, Franciszek zaczyna rozumieć, że tylko Chrystus jest fundamentem (1 Kor 3,11) i że trzeba pozwolić Jego Słowu przeniknąć się do najgłębszych pokładów serca, czynnie je wypełniając. On po prostu wziął się do pracy – tak jak zrozumiał Chrystusową prośbę o „odbudowę Kościoła”. Ciekawa Boża pedagogika, że choć Jego Ukrzyżowany Mistrz zlecał mu naprawę Kościoła pisanego przez duże „K” – Kościoła z żywych kamieni osób wierzących w Jego imię – to nie zaprzeczając temu, co pierwotnie zrozumiał nowy uczeń, nagradza jego zapał i zaangażowanie, zsyłając mu podczas pracy szczególne namaszczenie Swego Ducha (jak widać Pan nasz ma upodobanie w gwałtownikach swego królestwa, którzy nie są opieszali w Jego służbie, lecz ochoczy do wprowadzenia w czyn usłyszanego Słowa). Franciszek napełniony nadzwyczajną radością, przyjmuje dane mu niebieskie objawienie, natychmiast dzieląc się nim z przechodniami ciekawsko przyglądającymi się jego pracy: „Chodźcie, pomóżcie mi w pracy nad odbudową tego kościoła, gdyż będą tu mieszkać panie, których sława i święte życie będzie wielbić naszego Ojca niebieskiego w całym Jego Kościele świętym!” W planie Bożym kościółek św. Damiana miał przeznaczenie dla Klary i jej sióstr. Klara jeszcze żyła pośród świata; nastoletnia dziewczyna, mieszkająca w bogatym domu tuż przy placu asyskiej katedry św. Rufina. Chociaż duszę miała dobrą (por. Mdr 8,19), bo wysączyła z mlekiem matki prawdziwe chrześcijańskie postawy i od dzieciństwa wzrastała w miłosierdzie, to jeszcze nie był to czas jej marzeń o życiu tak radykalnym, o jakim już marzył dla niej Niebieski Ojciec. Minie jakieś pięć lat, zanim zdecyduje się na wyjście z domu ze względu na Chrystusa, ale już teraz Bóg rozmawia o niej z ubogim Franciszkiem. Znamienne, że ten mały brat jeszcze w ogóle nie przeczuwał, jaki plan dla niego ma Jego Mistrz, ani tym bardziej nie myślał o zakładaniu jakiegoś zakonu, o Regule, o braciach, a już dane mu było wiedzieć o… siostrach! Czas pokaże, że pierwotna intuicja zlana została z Góry po równo na ich dwoje: Franciszka i Klarę. Gdy po śmierci tego pierwszego burze przeciwności uderzą we wspólnoty Braci Mniejszych (franciszkanów) i Ubogich Pań (klarysek), to właśnie Klara będzie najwierniejszą strażniczką ideału życia ubogiego. Bracia będą w niej jak w zwierciadle odnajdywali to, co niestety już tylko niejasno zaczynali widzieć po odejściu serafickiego Ojca.
Roślinka. Imię, które sama sobie nadała, wskazuje na delikatność i potrzebę troski. Cała historia przyjaźni tych dwojga Świętych jest historią wielkiego obopólnego szacunku, wspólnego ubogacania się i uczenia się w Jezusowej szkole. Jednak w głównej mierze jest historią o ojcu i córce… Trzeba by dziś trochę odkłamać tak popularny w kulturze filmowej wizerunek przyjaźni tych dwoje prawie że zakochanych w sobie młodych ludzi, rezygnujących ze wspólnego związku ze względu na wyższe wartości. W starszym o 12 lat Franciszku młodziutka asyżanka widziała nade wszystko duchowego przewodnika. Kogoś, kto żył tym, co ukochał, i kto umiał w zaraźliwy sposób ukazać wartość kroczenia niełatwą drogą. „Nasz Ojciec” jak refren pieśni powtórzy się wielokrotnie w jej pismach, także w miejscach, gdzie mogła go zupełnie ominąć – to właśnie jego, a nie siebie nazwie założycielem zakonu sióstr ubogich… Pokora? Na pewno, ale pamiętajmy, że pokora zawsze jest prawdą! Franciszkowe zachęty jeszcze za jej świeckiego życia były najbardziej kluczowymi dla Klary. Tak mocno wpoił jej pragnienie, a wręcz żądzę ubóstwa, że jej biograf zapisze, że żaden bogacz nie był tak chciwy skarbów jak ona ubóstwa… Obraz Chrystusa pozbawionego wszelkich ziemskich dóbr będzie odtąd ich wspólnym ideałem, w którym jak w Zwierciadle będą się przeglądać oni sami, a także następne pokolenia franciszkańskiej rodziny.
W początkach swego powołania Roślinka była całkowicie zależna i poddana swemu przewodnikowi. To on wraz z braćmi w ową pamiętną noc Niedzieli Palmowej 1211 lub 1212 r. przyjął ją w kościele NMP Anielskiej i, obcinając jej włosy, poświęcił ją dla Chrystusa. W tym pierwszym okresie brat był „mistrzynią” jej nowicjatu. Klara wchłaniała franciszkowe intuicje, powoli adaptując styl życia braci do możliwości danych żeńskiemu życiu monastycznemu w ówczesnych realiach, narzucających szczególnie przebywanie w klauzurze. Gdy po bardzo krótkim czasie do Klary dołączą siostry, Ojciec będzie je odwiedzał, krzepił Słowem Bożym i wzywał nowe pokolenie mniszek do gorliwej pokuty. Obdarzony darem roztropności unikać będzie jednak zbędnych spotkań i spoufalania się. Co prawda, możemy dziś zarzucić średniowieczu, iż nazbyt przesadnie traktowało ostrożność w relacjach damsko-męskich… jednak jakże poszukiwaną dziś cnotą jest przejrzystość i jednoznaczność! Odwiedziny i słowo mówione z czasem ustąpią miejsca słowu pisanemu: do dziś zachowały się tylko niektóre pouczenia i zachęty Franciszka adresowane do wspólnoty w San Damiano. Nie bez rozrzewnienia Klara wspomni w swoim Testamencie, że Ojciec nieustannie najusilniej nawoływał je do trwania w świętym ubóstwie, naśladując w tym samego Syna Bożego. Nazywa Franciszka „krzewicielem i pomocnikiem w służbie Chrystusowi”. Jakiż to skarb otrzymała ta Roślinka w postaci duchowego ojca! Łudzi się ten, kto twierdzi, że znajdzie wszystko sam, nie chcąc wydobyć na światło zakamarków serca wobec swojego brata w wierze. Im większy ktoś otrzymuje dar, tym bardziej potrzebuje duchowego przewodnika i ojca…
Nie jest to jednak nigdy tylko jednostronny dar. Franciszek znał serce Klary, znał jej zażyłą relację z Umiłowanym Jezusem, stąd wiedział, jaką moc niesie jej pokorne trwanie w ciszy przed Tabernakulum. W przypadku największych wątpliwości dotyczących kształtu swego powołania – poświęcić się apostolstwu czy kontemplacji? – oczywiste jest do kogo zwróci się o radę. Ta niepozorna mniszka uprosi mu światło w rozeznaniu woli Pana (potwierdzonej jeszcze innymi znakami) i w ten sposób Boży biedaczyna na zawsze wyzbywając się niepewności, podejmie służbę głosiciela pokoju i dobra. W stosunku do Klary i sióstr ten brat zaskoczy nas jeszcze przynajmniej jedną historią. U schyłku swojego życia, doświadczony słabością ciała i utrudzony chorobą, w tym szczególnie dotkliwą utratą wzroku, zapragnie odpoczynku. Gdzie będzie szukał pokrzepienia? Zbuduje sobie prosty szałas w ogrodzie klarysek… Tak, to ten sam brat, który jeszcze niedawno przestrzegał siebie i swoich towarzyszy przed niebezpiecznymi związkami z przedstawicielkami przeciwnej płci – on właśnie znajdzie bezpieczeństwo oraz pokój duszy i ciała w bliskim towarzystwie mniszek. Miłość ma różne oblicza. Mawiał św. Augustyn: „Kochaj i rób, co chcesz!”. Ale jest warunek: KOCHAJ! Kochaj tak, jak widzisz, że drugiemu to posłuży, i tobie posłuży - ku zbawieniu duszy… Czas przeżyty przez Franciszka w San Damiano był szczególny. Tak jak złączyła ich osoba Chrystusa, tak też łączyli się we wspólnym przebywaniu w ciszy i kontemplacji.
„Polecam więc wszystkie moje siostry obecne i przyszłe następcy świętego naszego Ojca Franciszka i całemu Zakonowi, aby nam pomagali służyć coraz lepiej Bogu…” Te słowa z Testamentu św. Klary dobrze pokazują, jak ona rozumiała relacje z braćmi. A Franciszek obiecywał: „Pragnę i przyrzekam osobiście i przez moich braci otaczać was, tak jak ich, serdeczną troską i szczególnym staraniem.” Gdy serca czyste wpatrzone są w jeden cel, któremu na imię miłość Boża, tam dzieją się cuda i Bóg może działać swobodnie.
Dziś mamy wielu siewców Bożego Słowa, ale jak powie św. Paweł: „niewielu macie ojców” (1 Kor 4,15) Dobrze jest uwielbić Boga za danych nam duchowych przewodników, dobrze jest o nich prosić! Dobrze jest też, drogie kobiety, otwierać się na dar swojej kobiecości, duchowego macierzyństwa i duchowej płodności! Jakże potrzebujemy zdrowych i pięknych duchowych relacji! Potrzebujemy ich, by kwitnąć!
Powróćmy na chwilę do początków nawrócenia Biedaczyny, do roku ok. 1206. Na razie jest sam, bez towarzyszy. Ale też sam ze swoim ideałem, wyczytanym ze spojrzenia Ukrzyżowanego z krucyfiksu w San Damiano. To tu, w ubogim, zrujnowanym kościółku, gdzie kamienie ledwo trzymają się jeden na drugim, Franciszek zaczyna rozumieć, że tylko Chrystus jest fundamentem (1 Kor 3,11) i że trzeba pozwolić Jego Słowu przeniknąć się do najgłębszych pokładów serca, czynnie je wypełniając. On po prostu wziął się do pracy – tak jak zrozumiał Chrystusową prośbę o „odbudowę Kościoła”. Ciekawa Boża pedagogika, że choć Jego Ukrzyżowany Mistrz zlecał mu naprawę Kościoła pisanego przez duże „K” – Kościoła z żywych kamieni osób wierzących w Jego imię – to nie zaprzeczając temu, co pierwotnie zrozumiał nowy uczeń, nagradza jego zapał i zaangażowanie, zsyłając mu podczas pracy szczególne namaszczenie Swego Ducha (jak widać Pan nasz ma upodobanie w gwałtownikach swego królestwa, którzy nie są opieszali w Jego służbie, lecz ochoczy do wprowadzenia w czyn usłyszanego Słowa). Franciszek napełniony nadzwyczajną radością, przyjmuje dane mu niebieskie objawienie, natychmiast dzieląc się nim z przechodniami ciekawsko przyglądającymi się jego pracy: „Chodźcie, pomóżcie mi w pracy nad odbudową tego kościoła, gdyż będą tu mieszkać panie, których sława i święte życie będzie wielbić naszego Ojca niebieskiego w całym Jego Kościele świętym!” W planie Bożym kościółek św. Damiana miał przeznaczenie dla Klary i jej sióstr. Klara jeszcze żyła pośród świata; nastoletnia dziewczyna, mieszkająca w bogatym domu tuż przy placu asyskiej katedry św. Rufina. Chociaż duszę miała dobrą (por. Mdr 8,19), bo wysączyła z mlekiem matki prawdziwe chrześcijańskie postawy i od dzieciństwa wzrastała w miłosierdzie, to jeszcze nie był to czas jej marzeń o życiu tak radykalnym, o jakim już marzył dla niej Niebieski Ojciec. Minie jakieś pięć lat, zanim zdecyduje się na wyjście z domu ze względu na Chrystusa, ale już teraz Bóg rozmawia o niej z ubogim Franciszkiem. Znamienne, że ten mały brat jeszcze w ogóle nie przeczuwał, jaki plan dla niego ma Jego Mistrz, ani tym bardziej nie myślał o zakładaniu jakiegoś zakonu, o Regule, o braciach, a już dane mu było wiedzieć o… siostrach! Czas pokaże, że pierwotna intuicja zlana została z Góry po równo na ich dwoje: Franciszka i Klarę. Gdy po śmierci tego pierwszego burze przeciwności uderzą we wspólnoty Braci Mniejszych (franciszkanów) i Ubogich Pań (klarysek), to właśnie Klara będzie najwierniejszą strażniczką ideału życia ubogiego. Bracia będą w niej jak w zwierciadle odnajdywali to, co niestety już tylko niejasno zaczynali widzieć po odejściu serafickiego Ojca.
Roślinka. Imię, które sama sobie nadała, wskazuje na delikatność i potrzebę troski. Cała historia przyjaźni tych dwojga Świętych jest historią wielkiego obopólnego szacunku, wspólnego ubogacania się i uczenia się w Jezusowej szkole. Jednak w głównej mierze jest historią o ojcu i córce… Trzeba by dziś trochę odkłamać tak popularny w kulturze filmowej wizerunek przyjaźni tych dwoje prawie że zakochanych w sobie młodych ludzi, rezygnujących ze wspólnego związku ze względu na wyższe wartości. W starszym o 12 lat Franciszku młodziutka asyżanka widziała nade wszystko duchowego przewodnika. Kogoś, kto żył tym, co ukochał, i kto umiał w zaraźliwy sposób ukazać wartość kroczenia niełatwą drogą. „Nasz Ojciec” jak refren pieśni powtórzy się wielokrotnie w jej pismach, także w miejscach, gdzie mogła go zupełnie ominąć – to właśnie jego, a nie siebie nazwie założycielem zakonu sióstr ubogich… Pokora? Na pewno, ale pamiętajmy, że pokora zawsze jest prawdą! Franciszkowe zachęty jeszcze za jej świeckiego życia były najbardziej kluczowymi dla Klary. Tak mocno wpoił jej pragnienie, a wręcz żądzę ubóstwa, że jej biograf zapisze, że żaden bogacz nie był tak chciwy skarbów jak ona ubóstwa… Obraz Chrystusa pozbawionego wszelkich ziemskich dóbr będzie odtąd ich wspólnym ideałem, w którym jak w Zwierciadle będą się przeglądać oni sami, a także następne pokolenia franciszkańskiej rodziny.
W początkach swego powołania Roślinka była całkowicie zależna i poddana swemu przewodnikowi. To on wraz z braćmi w ową pamiętną noc Niedzieli Palmowej 1211 lub 1212 r. przyjął ją w kościele NMP Anielskiej i, obcinając jej włosy, poświęcił ją dla Chrystusa. W tym pierwszym okresie brat był „mistrzynią” jej nowicjatu. Klara wchłaniała franciszkowe intuicje, powoli adaptując styl życia braci do możliwości danych żeńskiemu życiu monastycznemu w ówczesnych realiach, narzucających szczególnie przebywanie w klauzurze. Gdy po bardzo krótkim czasie do Klary dołączą siostry, Ojciec będzie je odwiedzał, krzepił Słowem Bożym i wzywał nowe pokolenie mniszek do gorliwej pokuty. Obdarzony darem roztropności unikać będzie jednak zbędnych spotkań i spoufalania się. Co prawda, możemy dziś zarzucić średniowieczu, iż nazbyt przesadnie traktowało ostrożność w relacjach damsko-męskich… jednak jakże poszukiwaną dziś cnotą jest przejrzystość i jednoznaczność! Odwiedziny i słowo mówione z czasem ustąpią miejsca słowu pisanemu: do dziś zachowały się tylko niektóre pouczenia i zachęty Franciszka adresowane do wspólnoty w San Damiano. Nie bez rozrzewnienia Klara wspomni w swoim Testamencie, że Ojciec nieustannie najusilniej nawoływał je do trwania w świętym ubóstwie, naśladując w tym samego Syna Bożego. Nazywa Franciszka „krzewicielem i pomocnikiem w służbie Chrystusowi”. Jakiż to skarb otrzymała ta Roślinka w postaci duchowego ojca! Łudzi się ten, kto twierdzi, że znajdzie wszystko sam, nie chcąc wydobyć na światło zakamarków serca wobec swojego brata w wierze. Im większy ktoś otrzymuje dar, tym bardziej potrzebuje duchowego przewodnika i ojca…
Nie jest to jednak nigdy tylko jednostronny dar. Franciszek znał serce Klary, znał jej zażyłą relację z Umiłowanym Jezusem, stąd wiedział, jaką moc niesie jej pokorne trwanie w ciszy przed Tabernakulum. W przypadku największych wątpliwości dotyczących kształtu swego powołania – poświęcić się apostolstwu czy kontemplacji? – oczywiste jest do kogo zwróci się o radę. Ta niepozorna mniszka uprosi mu światło w rozeznaniu woli Pana (potwierdzonej jeszcze innymi znakami) i w ten sposób Boży biedaczyna na zawsze wyzbywając się niepewności, podejmie służbę głosiciela pokoju i dobra. W stosunku do Klary i sióstr ten brat zaskoczy nas jeszcze przynajmniej jedną historią. U schyłku swojego życia, doświadczony słabością ciała i utrudzony chorobą, w tym szczególnie dotkliwą utratą wzroku, zapragnie odpoczynku. Gdzie będzie szukał pokrzepienia? Zbuduje sobie prosty szałas w ogrodzie klarysek… Tak, to ten sam brat, który jeszcze niedawno przestrzegał siebie i swoich towarzyszy przed niebezpiecznymi związkami z przedstawicielkami przeciwnej płci – on właśnie znajdzie bezpieczeństwo oraz pokój duszy i ciała w bliskim towarzystwie mniszek. Miłość ma różne oblicza. Mawiał św. Augustyn: „Kochaj i rób, co chcesz!”. Ale jest warunek: KOCHAJ! Kochaj tak, jak widzisz, że drugiemu to posłuży, i tobie posłuży - ku zbawieniu duszy… Czas przeżyty przez Franciszka w San Damiano był szczególny. Tak jak złączyła ich osoba Chrystusa, tak też łączyli się we wspólnym przebywaniu w ciszy i kontemplacji.
„Polecam więc wszystkie moje siostry obecne i przyszłe następcy świętego naszego Ojca Franciszka i całemu Zakonowi, aby nam pomagali służyć coraz lepiej Bogu…” Te słowa z Testamentu św. Klary dobrze pokazują, jak ona rozumiała relacje z braćmi. A Franciszek obiecywał: „Pragnę i przyrzekam osobiście i przez moich braci otaczać was, tak jak ich, serdeczną troską i szczególnym staraniem.” Gdy serca czyste wpatrzone są w jeden cel, któremu na imię miłość Boża, tam dzieją się cuda i Bóg może działać swobodnie.
Dziś mamy wielu siewców Bożego Słowa, ale jak powie św. Paweł: „niewielu macie ojców” (1 Kor 4,15) Dobrze jest uwielbić Boga za danych nam duchowych przewodników, dobrze jest o nich prosić! Dobrze jest też, drogie kobiety, otwierać się na dar swojej kobiecości, duchowego macierzyństwa i duchowej płodności! Jakże potrzebujemy zdrowych i pięknych duchowych relacji! Potrzebujemy ich, by kwitnąć!