• NIECH PAN OBDARZY CIĘ POKOJEM

Cudownie święta, a jaka współczesna!

Szósty w serii felietonów o św. Klarze

s. Paulina M. Kaczmarek OSC
Średniowiecze. Czytając biografie świętych z tamtego okresu może rodzić się niejedna wątpliwość. Na przykład taka, że ma się wrażenie, że teksty pisane były nieco tendencyjne, to znaczy akcentowano w życiu osób świętych jak najwięcej cudowności i nadzwyczajności. Święty był wręcz bezgrzeszny przez całe życie, jako niemowlę nie ssał już mleka mamy w piątki i jako kilkulatek często miewał ekstazy. Albo w pewnym momencie życia przeżył spektakularne nawrócenie, odkąd już nigdy nie zdarzyło mu się nawet pomyśleć o powrocie do własnych grzechów i słabości. Takich świętych się podziwia, ale dziś trudno nam ich naśladować. I tak naprawdę niełatwo nam wierzyć, że jak my byli z krwi i kości, i że my też mamy szansę jakoś przecisnąć się pomiędzy nimi (cichaczem, dzięki bocznej furtce otwieranej przez Matkę Bożą...) do nieba. Trudno jest ocenić, co z tego wszystkiego, co o danym świętym napisano, jest faktem, a co wytworem autora na rzecz literackiego dzieła, mającego po prostu swoje kanony, które muszą by spełnione. Można by się dokształcić, by łatwiej było przejść od naszego, współczesnego poczucia realności do zrozumienia średniowiecznych konwenansów, a jeśli szuka się bezdyskusyjnych faktów z życia świętego, można też sięgnąć po źródła niepozostawiające nam żadnych wątpliwości. Jednym z nich są akta procesu kanonizacyjnego. Pójdźmy więc tym tropem, próbując dotrzeć do nagich faktów z życia Klary, a przekonamy się, jak z szarości wierności Bogu On sam czyni nadzwyczajność.

Świadkowie w procesie zeznają pod przysięgą to wszystko, co widzieli i słyszeli. Przesłuchiwani przez wybraną specjalnie do tego celu komisję, odpowiadają na szereg pytań. Zeznania te są szczególnie cenne, jeśli składają je ludzie, którzy żyli w bliskiej relacji z kandydatem na ołtarze i ocierali się o jego zwyczajność. W przypadku Procesu kanonizacyjnego Klary z Asyżu, zdecydowaną większość świadków stanowią jej siostry, z którymi dzieliła szarą codzienność w zaciszu murów klasztoru św. Damiana. To, co zdawało się, że widzi tylko Bóg, ukryty w klauzurze razem z ubogimi mniszkami, dzięki zapiskom z tego czasu, możemy ujrzeć i my. Czy są tam jakieś tajemnice? Owszem!

Otóż poznajemy Klarę z wielu stron. Pomijając jej bogobojność, gorącą miłość Bożą i miłosierdzie wobec ubogich jeszcze z czasów domu rodzinnego, czyli do osiemnastego roku życia, patrzymy szczególnie na jej 40 lat życia zakonnego. To, co porusza wszystkie siostry w życiu Klary, to jej wielkie zjednoczenie z Osobą Chrystusa. Modlitwę umiłowała ponad wszystko, nie skąpiąc Bogu swego czasu, ani serca. Życie z Panem w wielkiej zażyłości i zjednoczeniu oblubieńczym owocowało bardzo konkretnie w postawie miłości wobec sióstr. Któż nie znał jej pokory? Kto nie doświadczył w strapieniu jej matczynego współczucia i troskliwości? Komu nie usłużyła? Osobiście myła okurzone stopy sióstr pracujących poza klasztorem, czuwała przy obłożnie chorych, słowem pokrzepiając je w niesieniu krzyża cierpienia. Znamienny jest jednak w zeznaniach sióstr - a zresztą nie tylko sióstr – charakterystyczny dla niej sposób niesienia pomocy chorym: poprzez modlitwę... o uzdrowienie. Takich świadectw jest zadziwiająco wiele. Pamiętając, że cuda nie są znakiem świętości same przez się, ale mogą być jakby pieczęcią ją potwierdzającą, pamiętamy zawsze o źródle, którym jest miłość i zjednoczenie z Bogiem.

W przypadku ubogiej Roślinki z Asyżu Pan sam zechciał posługiwać się nią z właściwą Sobie hojnością. Mówiąc współczesnym językiem, charyzmaty, którymi obdarzył ją Bóg, można by rozdzielić pomiędzy co najmniej kilka osób. Dar uzdrawiania, poznania dusz, słowa proroctwa, prorocze obrazy, charyzmat uwolnienia, cuda... Można by pomyśleć, po co taki „mega zestaw” jednej mniszce, która schowana za murami, prowadzi życie w oddaleniu od ludzi? To aby nie przesada? Ale czy dla Boga przestrzeń to... problem? Jeśli dusza nie ogranicza Boga w działaniu w swej duszy, to nic Go nie ograniczy, by On Sam mógł się duszą posługiwać.

W San Damiano nie brakowało chorych sióstr. Choć przed laty wstępowały w progi klasztorne jeszcze za młodu i w sile wieku, to czas, dając się we znaki, przynosił w darze utrudzenie przeróżnymi dolegliwościami. Dar uzdrawiania u Klary objawia się po wielu latach jej życia zakonnego, co wiemy z opisów mówiących, iż siostry już przez długi czas, niejednokrotne były to lata, zmagały się z chorobami. W pewnym momencie Klara odkrywa w swoim sercu wielką ufność i wiarę w to, że nie zawsze wolą Bożą jest ból i choroba – Pan jest miłosiernym Bogiem i chętnie przychodzi z darem swej uzdrawiającej łaski. Klara, matka swej wspólnoty, widząc cierpienie swoich córek, gorąco i w wielkiej prostocie modliła się do Pana o uzdrowienie. Najczęściej zdrowie powracało po uczynieniu znaku krzyża nad chorym miejscem, lub po zwykłym odmówieniu modlitwy „Ojcze nasz”. Czasem zaś Duch Święty podpowiadał jej sposoby, których podjęcie zapewne musiało ją kosztować wiele odwagi i zawierzenia. Na przykład jednej siostrze, która traciła władzę w nogach, rzuciła się na biodro, i położyła na nim swój welon, a gdy inna nagle straciła głos, Klara kazała jej w środku nocy zagrzać sobie surowe jajko i wypić. Największa moc działania Bożego objawiała się w momencie, gdy w sercu Klary wzbierało serdeczne współczucie. Ból przeżywany razem z chorą siostrą i pragnienie przyjścia jej z ulgą, tak bardzo rozbudzał w niej ufność w miłosierdzie Pańskie, że łaska kapitulowała przed taką otwartością serca i wręcz nie mogła się nie rozlewać obficie… Febra, ropniaki, niedowład kończyn, głuchota, amnezja, guzy, upływ krwi, w końcu choroby psychiczne – wszystko to uciekało po modlitwie świętej matki.
Jednego razu demony poprzez opętanego z okolic Asyżu krzyczały, że palą je modlitwy Klary. W innym przypadku zgłosiła się kiedyś do klasztornej furty kobieta, która zaświadczyła, iż wyszło z niej pięć szatanów, którzy ciężko ją dręczyli, a dla zasług świętej ksieni musieli opuścił jej zbolałe ciało.

Klara miała także dar czytania w duszach. Niejednokrotnie wyczuwała wewnętrzne strapienia sióstr i duchowe walki, po czym przywoływała je dyskretnie do swojej celi i z czułością zachęcała do ufności w Panu, czasem nawet rzucając się strapionej do stóp i płacząc ze zrozumienia nad boleścią siostry. Pan dawał jej odpowiednie słowo, które stawało się balsamem, będącym odpowiednim lekiem na strapienie. Posiadała tez nadzwyczajny dar rozeznawania, co pomagało jej szczególnie w przyjmowaniu kandydatek. Zdarzyło się kiedyś, że św. Franciszek przysłał do mniszek pięć dziewcząt, a Klara przy pierwszym spotkaniu jednej z nich powiedziała, że ta nie wytrzyma tu długo, uległa jednak w pokorze prośbom duchowego ojca, przyjmując ją na próbę, po czym kandydatka nie wytrzymała w klasztornym rygorze nawet kilku miesięcy.
Jedność z Ubogim Ukrzyżowanych Chrystusem objawiała się też w wielu cudach uczynionych dzięki ufności złożonej jedynie w Bogu. Gdy pewnego razu siostry wierne swemu przyrzeczeniu ubóstwa pozostały całkowicie zdane na Bożą Opatrzność także w kwestii podstawowego posiłku, Klara z ufnością kazała siostrze odpowiedzialnej za spiżarnię rozdzielić pozostałe ułomki chleba na 50 porcji, zgodnie z ilością sióstr. I powtórzył się cud, jaki Jezus uczynił wobec tłumów. Nie brakowało też nigdy oliwy, która cudownie rozmnażała się w dzbanuszku… Sama Klara została w niezwykły sposób uratowana, gdy klasztorne wrota, które z trudem dźwigało trzech rosłych mężczyzn, niespodziewanie ją przygniotły, a ona bez najmniejszego sińca z radością powstała, jak po udanym wypoczynku.

Wiele sióstr zaświadcza o wizjach Klary, bardzo często objawiał się jej Jezus w postaci Dzieciątka, albo Matka Boża, która szczególnie nagrodziła ją swymi odwiedzinami w chwili śmierci.

Wiele cudownych rzeczy Pan zechciał zdziałać przez ręce i serce tej pokornej siostry. Nikt dziś nie ośmieli się tego podważyć. Większość tego, co działo się za jej życia (nie mówiąc już o cudach pośmiertnych!) trzeba by pominąć, gdyż jest tego tak wiele. Na zakończenie jednak jeszcze jedno zdarzenie, które może wywoła uśmiech na niejednej twarzy. Klara około 30 lat spędziła w łóżku, sama będąc osłabiona chorobą. Nie próżnowała jednak nawet wtedy i wykonywała ręczne robótki. Pewnego razu bardzo chciała powrócić do pracy przy serwetce, ale nie było przy niej nikogo, kto mógłby jej ją podać. Nikogo, prócz … klasztornej kotki. Kiciuś sam się domyślił i złapał w pyszczek serwetkę, ciągnąc ją po podłodze. Klara, wzruszona, a jednocześnie rozbawiona tym widokiem, upomniała zwierzątko: „Ależ kotku, nie umiesz nieść tej serwetki jak należy.” Po czym kotka rozłożyła serwetkę na podłodze, zwinęła ją w rulonik, i łapiąc w pyszczek, wskoczyła na łóżko swej pani, posłusznie podając jej robótkę… Czyż Jezus, którego radością jest sprawiać nam radość, ze względu na swych umiłowanych, nie posunie się nawet do tego, że przymnoży rozumu nierozumnemu kociakowi?