s. Paulina M. Kaczmarek OSC
Miłość (nie)codzienna
Siódmy w serii felietonów o św. Klarze
Zapowiadał się zwykły dzień. Jak każdy inny. Słońce już od kilku chwil na dobre brało w posiadanie całą dolinę Umbryjską. Kilka pierwszych promieni, wdzierając się w szczeliny okiennic dormitorium w San Damiano, rozjaśniło całe pomieszczenie. Większość sióstr już od prawie godziny trwała na modlitewnym czuwaniu w zakonnym chórze; po zakończonej dopiero co Jutrzni mniszki właśnie odprawiały rozmyślanie. Ewangelia tego dnia przytaczała słowa Jezusa z ostatniej wieczerzy: „To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali...” Dziś siostra Balwina nie mogła udać się na wspólne modlitwy. W nocy zbudził ją ból w prawym boku, który zdawał się zwiększać z każdą minutą. Pojękiwała bardzo cichutko, starając się powstrzymać naturalną reakcję w takiej sytuacji. Matka Klara wielokrotnie pouczała ją i inne siostry o wartości cierpienia, i o jeszcze większej wartości znoszenia go z cierpliwą miłością. „Jeśli będziesz z Chrystusem cierpieć, będziesz z Nim królować.” W przypadku siostry Balwiny ta nauka nie szła w las, dlatego prawie żadna z pozostałych sióstr podczas nocnego spoczynku nie zorientowała się, przez co ona przechodzi. Prawie... Bo jedna nie mogła nie wiedzieć – oczywiście Klara. Bóg powierzając jej pieczy kobiety – prawdziwe Boże owieczki, podążające za swym Boskim Pasterzem, dał także jej udział w swym Boskim Sercu Pasterza... Klara przebudziła się także. Może to sekret jej przyjaźni z Aniołem Stróżem? Dokładnie widziała, co się dzieje. Pół nocy przesiedziała obok cierpiącej współsiostry, przynosząc jej okłady i wodę do picia. Chwilkę temu opuściła chór, przerywając rozmyślanie, i dołączyła do Balwiny, aby dowiedzieć się, czy czuje się lepiej. Chora chciała udać się wraz ze wspólnotą na modlitewne czuwanie, ale roztropność i wyrozumiałość matki skutecznie ją powstrzymała, nakazując dziś maksymalny wypoczynek. Klara zdążyła już podgrzać jej zupę, która wyjątkowo została jeszcze z wczoraj. Zwykle przy tak ubogich środkach do życia w klasztorze z dnia na dzień nic nie zostawało, a jeśli nawet znalazłoby się jakieś kilka uncji chleba, to często pukający do klasztornej furty ubodzy proszący o jałmużnę, otrzymywali wszystko, czym można było się jeszcze z nimi podzielić. Mimo zwyczaju nie troszczenia się o zapasy, nawet w najbardziej podstawowych kwestiach, siostrom nigdy nic nie brakło. Klara właśnie zamyśliła się, podając siostrze parującą zupę. „Jaki Pan jest dobry w swojej Opatrzności, jak wielka jest Jego hojność... Jak bardzo jest pokorny, że Sam stał się dla nas chlebem żywym...” Siostra Balwina z wdzięcznością przyjęła usługę matki i już miała coś powiedzieć, kiedy do dormitorium weszła siostra Filipa, pełniąca obowiązki furtianki. Poinformowała, że ktoś bardzo pilnie chce się z Klarą widzieć. Bez zwlekania udała się w stronę klasztornej bramy razem z siostrą Filipą, po drodze wywołując z chóru jeszcze siostrę Cecylię. Nigdy mniszki nie udawały się do rozmownicy w pojedynkę, i nawet sama Klara, która mogłaby korzystać z przywilejów przełożonej, ściśle przestrzegała tego przepisu Reguły. Klara po reakcji siostry Filipy wyczuła, że nie będzie to łatwa rozmowa. Przyszła pewna szlachecka dama z miasta. Gdy siostry odsunęły zasłonę z kraty w rozmównicy, zastały ją zanoszącą się szlochem. Okazało się, że jej syn, pełniący służbę wojskową, został wzięty w niewolę. Do matki doszły informacje, że więzienie bardzo go zmienia i z pełnego nienagannym manier młodzieńca zmienia się w zgorzkniałego awanturnika. Klara chwyciła matkę za rękę, a ta powoli uspokajała się. Z serdecznym współczuciem słuchała zatroskanej kobiety. Chwila rozmowy, wraz z zapewnieniem o modlitwie za syna, podniosła ją na duchu. Obiecała, że wróci powiadomić o zmianie sytuacji, w którą niewątpliwie uwierzyła. Niejeden już Asyżanin słyszał o skuteczności wstawiennictwa pani Klary, jednak mało kto wiedział, że jej modlitwa zawsze była przypieczętowana ofiarą. Siostry domyśliły się, że po takiej wizycie jak dziś, ich matka zrezygnuje z obiadu, w duchu ofiarując swój post w intencji uratowania duszy i ciała młodzieńca.
Wspólnota zgromadziła się w refektarzu na południowy posiłek. Klara poprowadziła modlitwę, po czym rozejrzała się po twarzach sióstr. Jej uwagę przykuła siostra Bernarda. Była dopiero nowicjuszką, najkrócej, bo około pół roku przebywającą we wspólnocie. Zdawała się być jakaś smutna. Klara, widząc, że z wielkim trudem przełyka skromny obiad, raczej mieszając łyżką w talerzu, niż posilając swoje chuderlawe ciało, dyskretnie podeszła do niej od tyłu, po czym obie wyszły z refektarza. Sama przecież dziś nic nie zje, a z Bernardą coś jest nie tak. Młoda siostra spuściła głowę. Ale matce to przecież wszystko powie... Z resztą... przed tą matką nic się nie ukryje. Klarze spłynęła po policzku pełna współczucia łza dla udręczonej siostry. Czuła, co czuje ona. Wielkim wyrzeczeniem jest pójście za Panem i całkowite porzucenie świata. Wymaga to wiele wewnętrznej siły. Choć minęło już wiele lat od decyzji samej Klary, dobrze pamiętała, jak wiele odwagi i determinacji musiała z siebie wykrzesać w początkach swojego ewangelicznego życia. Ile ją kosztowało zniesienie sprzeciwu wuja i jego wysiłki, by przemocą zabrać ją do rodzinnego domu... Każdy ma swoją drogę i swój trud. Bernarda była piękną, młodą mieszczanką. O jej rękę zaraz przed wstąpieniem ubiegał się niejeden amant. Dziewczyna, słysząc nauczanie brata Franciszka, w młodzieńczym zapale postanowiła zachować siebie dla Chrystusa i tylko ze względu dla Niego przeżyć swoje życie. Klara przyjęła ją serdecznie do grona ubogich pań w San Damiano. Pół roku to wystarczająco dużo, by poczuć twardość i szarzyznę tego stylu życia. Teraz pokusy dawały o sobie znać. A gdyby tak zamiast w tym biednym ciasnym klasztorze zmagać się ze swoją naturą, tak móc przeżyć w radości pełnię swego wieku u boku mężczyzny, i bawić kilkoro swoich dzieci... Walka w sercu toczyła się na dobre, a udręczenie było widoczne na twarzy jak czarne na białym. „Pan nigdy nie zmusza, ale zawsze zaprasza. Jeśli chcesz...” Bernarda westchnęła głęboko. Przypomniała sobie, co ją skłoniło do tego, by przekroczyć progi klauzury. Przecież zakochała się w Jezusie! Tylko czemu teraz to wydaje się takie trudne, choć wtedy takie nie było? „Kogóż nie przejmuje zgrozą przebiegłość wroga ludzkości, który blichtrem krótkotrwałych i złudnych radości usiłuje zniszczyć to, co jest większe od nieba? Przez łaskę dusza wiernego człowieka jest większa od nieba, bo tylko dusza wierna jest Jego mieszkaniem. Jak więc Najświętsza chwalebna Dziewica cieleśnie Go piastowała, tak i ty, idąc Jego śladami, zwłaszcza pokory i ubóstwa, możesz Go niewątpliwie zawsze piastować duchowo w czystym i dziewiczym ciele; możesz ogarnąć Tego, który i ciebie, i wszystko ogarnia.” W czystym i dziewiczym ciele... mieszka mój Pan... Powtórzyła w myślach nowicjuszka. Coś ją poruszyło. A macierzyński uścisk Klary dopełnił reszty. Do serca młodej siostry powoli powracał pokój.
Mijały kolejne godziny. Dwie spośród sióstr, które ze względu na swoje specyficzne powołanie nazwane są „zewnętrznymi” i mają pozwolenie na wychodzenie z klauzury, właśnie wróciły z kwesty. W czas typowych włoskich upałów nie da się długo chodzić po mieście. Siostry wróciły zmęczone, ale radosne. A że zwykle, poza małymi wyjątkami, chodziły boso, chciały obmyć nogi z ulicznego kurzu. Misa, woda, płócienny ręcznik. Siostra Filipa właśnie zanurzyła nogi w misie, gdy weszła Klara. Podeszła do sióstr, począwszy od Filipy, i zręcznie przykucnęła obok. Obie siostry kwestujące popatrzyły na siebie w milczącym zdumieniu. Zanim się zorientowały, Klara trzymając ręcznik zaczęła wycierać stopy siostry Filipy. Widziała już wiele oznak siostrzanej miłości, ale dla niej to już było zbyt dużo. Najbardziej ukochana i świątobliwa matka myje nogi siostrom? Chciała odsunąć stopę, ale zrobiła to tak nieporadnie, że uderzyła matkę prosto w twarz. A Klara? Rozpromieniła się jeszcze bardziej i, przytrzymując stopę, czule ją ucałowała... Skojarzenia obu sióstr były natychmiastowe. Wielki Czwartek. „Błogosławieni będziecie, jeśli według tego będziecie postępować...” Klara wielokrotnie mówiła o służbie wzajemnej. „Miłość, którą macie w sercu, okazujcie przez uczynki na zewnątrz.” I także siostrom czyny matki mówiły więcej niż jej słowa. Nie napominała często – zdecydowanie wolała być napominaną - ale kiedy trzeba było przypomnieć o zachowaniu Reguły życia, nie stroniła przed tym. Także tym razem, powstając z klęczek po umyciu stóp drugiej siostrze, poprosiła je łagodnie, by postarały się nie powtarzać innym siostrom nowinek ze świata. „Niech pamięć o Nim, o Panu naszym, i o nikim innym, nie opuszcza nigdy naszych myśli...”
A zapowiadał się zwykły dzień. I był zwykły – bo podobny do wielu w San Damiano. I był też głęboko niezwykły – miarą miłości.
Wspólnota zgromadziła się w refektarzu na południowy posiłek. Klara poprowadziła modlitwę, po czym rozejrzała się po twarzach sióstr. Jej uwagę przykuła siostra Bernarda. Była dopiero nowicjuszką, najkrócej, bo około pół roku przebywającą we wspólnocie. Zdawała się być jakaś smutna. Klara, widząc, że z wielkim trudem przełyka skromny obiad, raczej mieszając łyżką w talerzu, niż posilając swoje chuderlawe ciało, dyskretnie podeszła do niej od tyłu, po czym obie wyszły z refektarza. Sama przecież dziś nic nie zje, a z Bernardą coś jest nie tak. Młoda siostra spuściła głowę. Ale matce to przecież wszystko powie... Z resztą... przed tą matką nic się nie ukryje. Klarze spłynęła po policzku pełna współczucia łza dla udręczonej siostry. Czuła, co czuje ona. Wielkim wyrzeczeniem jest pójście za Panem i całkowite porzucenie świata. Wymaga to wiele wewnętrznej siły. Choć minęło już wiele lat od decyzji samej Klary, dobrze pamiętała, jak wiele odwagi i determinacji musiała z siebie wykrzesać w początkach swojego ewangelicznego życia. Ile ją kosztowało zniesienie sprzeciwu wuja i jego wysiłki, by przemocą zabrać ją do rodzinnego domu... Każdy ma swoją drogę i swój trud. Bernarda była piękną, młodą mieszczanką. O jej rękę zaraz przed wstąpieniem ubiegał się niejeden amant. Dziewczyna, słysząc nauczanie brata Franciszka, w młodzieńczym zapale postanowiła zachować siebie dla Chrystusa i tylko ze względu dla Niego przeżyć swoje życie. Klara przyjęła ją serdecznie do grona ubogich pań w San Damiano. Pół roku to wystarczająco dużo, by poczuć twardość i szarzyznę tego stylu życia. Teraz pokusy dawały o sobie znać. A gdyby tak zamiast w tym biednym ciasnym klasztorze zmagać się ze swoją naturą, tak móc przeżyć w radości pełnię swego wieku u boku mężczyzny, i bawić kilkoro swoich dzieci... Walka w sercu toczyła się na dobre, a udręczenie było widoczne na twarzy jak czarne na białym. „Pan nigdy nie zmusza, ale zawsze zaprasza. Jeśli chcesz...” Bernarda westchnęła głęboko. Przypomniała sobie, co ją skłoniło do tego, by przekroczyć progi klauzury. Przecież zakochała się w Jezusie! Tylko czemu teraz to wydaje się takie trudne, choć wtedy takie nie było? „Kogóż nie przejmuje zgrozą przebiegłość wroga ludzkości, który blichtrem krótkotrwałych i złudnych radości usiłuje zniszczyć to, co jest większe od nieba? Przez łaskę dusza wiernego człowieka jest większa od nieba, bo tylko dusza wierna jest Jego mieszkaniem. Jak więc Najświętsza chwalebna Dziewica cieleśnie Go piastowała, tak i ty, idąc Jego śladami, zwłaszcza pokory i ubóstwa, możesz Go niewątpliwie zawsze piastować duchowo w czystym i dziewiczym ciele; możesz ogarnąć Tego, który i ciebie, i wszystko ogarnia.” W czystym i dziewiczym ciele... mieszka mój Pan... Powtórzyła w myślach nowicjuszka. Coś ją poruszyło. A macierzyński uścisk Klary dopełnił reszty. Do serca młodej siostry powoli powracał pokój.
Mijały kolejne godziny. Dwie spośród sióstr, które ze względu na swoje specyficzne powołanie nazwane są „zewnętrznymi” i mają pozwolenie na wychodzenie z klauzury, właśnie wróciły z kwesty. W czas typowych włoskich upałów nie da się długo chodzić po mieście. Siostry wróciły zmęczone, ale radosne. A że zwykle, poza małymi wyjątkami, chodziły boso, chciały obmyć nogi z ulicznego kurzu. Misa, woda, płócienny ręcznik. Siostra Filipa właśnie zanurzyła nogi w misie, gdy weszła Klara. Podeszła do sióstr, począwszy od Filipy, i zręcznie przykucnęła obok. Obie siostry kwestujące popatrzyły na siebie w milczącym zdumieniu. Zanim się zorientowały, Klara trzymając ręcznik zaczęła wycierać stopy siostry Filipy. Widziała już wiele oznak siostrzanej miłości, ale dla niej to już było zbyt dużo. Najbardziej ukochana i świątobliwa matka myje nogi siostrom? Chciała odsunąć stopę, ale zrobiła to tak nieporadnie, że uderzyła matkę prosto w twarz. A Klara? Rozpromieniła się jeszcze bardziej i, przytrzymując stopę, czule ją ucałowała... Skojarzenia obu sióstr były natychmiastowe. Wielki Czwartek. „Błogosławieni będziecie, jeśli według tego będziecie postępować...” Klara wielokrotnie mówiła o służbie wzajemnej. „Miłość, którą macie w sercu, okazujcie przez uczynki na zewnątrz.” I także siostrom czyny matki mówiły więcej niż jej słowa. Nie napominała często – zdecydowanie wolała być napominaną - ale kiedy trzeba było przypomnieć o zachowaniu Reguły życia, nie stroniła przed tym. Także tym razem, powstając z klęczek po umyciu stóp drugiej siostrze, poprosiła je łagodnie, by postarały się nie powtarzać innym siostrom nowinek ze świata. „Niech pamięć o Nim, o Panu naszym, i o nikim innym, nie opuszcza nigdy naszych myśli...”
A zapowiadał się zwykły dzień. I był zwykły – bo podobny do wielu w San Damiano. I był też głęboko niezwykły – miarą miłości.