• NIECH PAN OBDARZY CIĘ POKOJEM

Odwiedziny siostry Śmierci

Dziewiąty w serii felietonów o św. Klarze

s. Paulina M. Kaczmarek OSC
Kardynał Rajnald prawie nie spał tej nocy. Księżyc intensywnie świecił swoim zwykłym, choć przecież odbitym od słońca światłem – prosto na jego łóżko. Właściwie to mógł postarać się, by szczelniej zasłonić zasłony, ale nie chciał, bo jeśli nie światło, to wewnętrzny niepokój nie pozwoliłby mu zmrużyć oka. A tak to oddał się nocnej zadumie. Jego myśli krążyły wokół sprawy tej, o której mówiło się, że jest odbiciem Chrystusowego światła. O Klarze. Ilekroć o niej wspomniał, w jego sercu rozpalał się płomień miłości i wdzięczności Bogu za tę świętą kobietę. Zawsze myślał o niej z podziwem, a jednocześnie z pewną... świętą zazdrością, która nakazywała mu tak jak Klara szukać Boga całym swoim jestestwem. Bo Klara taka właśnie była. Dla Pana w całości. Teraz robiło się w sercu kardynała coraz smutniej, słysząc o pogarszającym się stanie jej zdrowia. Choć choroba trwała już wiele lat, zmuszając ją do spędzania większości swego czasu w łóżku (jeśli można łóżkiem nazwać coś, co ledwo przypominało siennik), i dla nikogo jej cierpienie nie było nowością, to trudno było nie przeczuwać, że zbliżają się ostatnie dni życia ksieni z San Damiano. Podobno nic nie jadła już od 17 dni.

Kardynał podszedł do swojego biurka i zaczął przeglądać dokumenty. Na wierzchu leżała kopia pisma, którą przez sentyment zachował dla siebie. „Umiłowane córki w Chrystusie, wzgardziłyście przepychem i przyjemnościami świata i wstępując w ślady samego Chrystusa i Jego najświętszej Matki wybrałyście życie w klauzurze i w ubóstwie, aby wolnym sercem służyć najwyższemu Panu. Dlatego my, polecając Panu wasze święte postanowienia, pragniemy udzielić waszym świętym pragnieniom łaskawego poparcia z całą ojcowską życzliwością.” Te słowa sam dopisał do tekstu, który dała mu Klara. Początkowo zawahał się, czy przystać się na to, o co go prosiła. Jeszcze żadna kobieta nie stworzyła zakonnej reguły życia. I tym bardziej żadna nie chciała żyć w absolutnym ubóstwie, usilnie starając się, by pisemnie potwierdzono, że nikt nigdy nie będzie zmuszał ją i jej wspólnotę do posiadania czegokolwiek na własność. Ostatecznie podpisał się pod jej prośbą dziesięć miesięcy temu, dokładnie 16 września 1253 r. Odkąd został delegowanym przez papieża opiekunem Zakonu Braci Mniejszych – tzw. kardynałem protektorem, Klara miała w nim duże wsparcie. Ufała mu bardzo, a jednak... zgoda kardynała to jeszcze za mało dla niej. Najlepiej poprosić o zgodę samego Ojca Świętego, a już na pewno nikt nie ośmieli się nigdy sprzeciwiać temu, co zatwierdzi widzialny zastępca Chrystusa. Klara miała tę łaskę widzieć się z Innocentym IV, niedługo po tym, gdy na wiosnę 1253 roku kuria rzymska tymczasowo zatrzymała się w Asyżu. Sam papież nie pogardził zaproszeniem do zajścia w ubogie progi klasztoru, by spotkać się z najsławniejszą niewiastą w tym mieście. Wtedy śmiało otworzyła przed nim całe swoje serce i pokornie przedstawiła swoją prośbę o zatwierdzenie napisanej przez nią formy życia dla jej wspólnoty. Papież z wielką rezerwą, choć i czułą troską, obiecał rozpatrzyć tę sprawę, poddając ją pod osąd oświeconego przez Bożego Ducha rozumu. Był 10 sierpnia, kiedy to tej bezsennej nocy kardynał Rajnald wspominał to wydarzenie. Wczoraj widział się z Ojcem Świętym, a ten zdradził mu, że w sercu już podjął decyzję, właśnie ją udokumentował i przekazał Klarze. Rajnald zamyślił się... Jak dobrze, że papież zdążył, zanim Pan zawezwał Klarę do siebie. Ale nie mógł też sobie jakoś wyobrazić Asyżu, klarysek i Zakonu braci bez niej...

Po porannym odprawieniu Oficjum i liturgii Mszy św. kardynał udał się na lekkie śniadanie. Odczuwając zmęczenie po tej nocy, nie miał zbytnio apetytu. Przeczuwał to, co miało nastąpić. I rzeczywiście, dzień zaczął biec nader szybko. Któryś z braci mniejszych dotarł do niego z wiadomością, iż wczoraj pani Klara otrzymała wielką łaskę – papież podał dla niej zatwierdzoną Regułę życia! Ileż było wzruszenia, łez radości i... przypływu wewnętrznego pokoju! Braciszek relacjonował skrupulatnie wszystkie te wydarzenia. „Osiągnęłam to, czego pragnęłam pod niebem!” – tak mówiła z niebiańskim uśmiechem na twarzy. Ale w tym momencie bratu zszedł uśmiech z twarzy. „Ojcze Kardynale! Wszyscy przeczuwamy, iż godziny pani Klary są policzone. I ona sama o tym mówi...”

* * *

- Idź bezpiecznie, ponieważ masz dobrą eskortę na drogę. Idź, ponieważ Ten, który cię stworzył, uświęcił cię, kochał cię czułą miłością, zawsze troszczył się o ciebie jak matka o swego syna...
Siostra Anastazja z niepokojem przysłuchiwała się tym słowom. Klara, będąc jakby nieobecna, utkwiła swój wzrok gdzieś daleko. Anastazja zapytała ją, z kim tak rozmawia.
- Mówię do mojej błogosławionej duszy!

W infirmerii, w której przebywały, panowało zamieszanie, jednak nie burzyło ono codziennego porządku zakonnego rytmu wyznaczonego przez modlitwę, pracę i milczenie. Siostry zgromadziły się przy swojej matce, prawie w komplecie, jedynie kilka posługujących przy najpilniejszych obowiązkach wchodziło i wychodziło. Czuwało też kilku braci z zakonu minorytów : brat Anioł, który próbował pocieszać zasmucone siostry, brat Juniper, który jeszcze z rana na prośbę Klary z radością opowiadał o miłości Bożej, oraz brat Leon, któremu wzruszenie ściskało gardło i był w stanie jedynie cichutko klęczeć przy posłaniu ubogiej ksieni. Nagle wszyscy zebrani odczuli roznoszący się uroczy zapach. To nie były kwiaty oleandra, które o tej porze roku upiększają całą włoską aurę. Nie był to też dobrze znany zapach kwitnącego w ogrodzie jaśminu. Słodkawa, ale nie dusząca woń, upewniła zgromadzonych o nadzwyczajności sytuacji.

Siostra Benwenuta zaparła dech z piersiach. Wewnętrzne skupienie jakby ogarnęło całą jej duszę wraz z ciałem, i nagle wzrok duchowy dostrzegł to, czego oczy ciała by nie mogłyby dostrzec. Pomieszczenie rozświetliło się niebiańsko, po czym weszło grono przecudnych dziewic. Każda ubrana na biało, z wieńcem na głowie. Jedna z nich była większa i przewyższała wszystkie swą niewymowną pięknością, a nad wieńcem jaśniało jabłko ze złota, od którego biło to właśnie przecudne, promieniujące na całe pomieszczenie światło. Wszystkie dziewice przybliżyły się łóżka chorej, a Dziewica, która wyróżniała się swą pięknością, a którą była Niepokalana Boża Matka, chwyciła za delikatny tiul, który spoczywał na jej ramionach, i pochyliwszy się nad Klarą, okryła ją przezroczystą tkaniną. Siostra Benwenuta przez chwilę żywiła wątpliwość, czy się jej to wszystko nie przywidziało, ale pytanie Klary skierowane do siostry Agnieszki ocuciło ją nieco, tym samym utwierdzając w poznaniu: „Córko, czy widzisz Króla chwały, którego ja widzę?” A więc całe niebo skłoniło się, by wprowadzić w bramy nieba oblubienicę Syna Bożego!

Klara raz jeszcze spojrzała na siostry z miłosierdziem i zatroskaniem. „Błogosławię was za mego życia i po mojej śmierci, jak tylko mogę i więcej niż mogę, wszystkimi błogosławieństwami, jakimi Ojciec miłosierdzia błogosławił i będzie błogosławił swoim synom i córkom duchowym w niebie i na ziemi, i jakimi błogosławił i będzie błogosławić każdy ojciec i każda matka duchowa swoim synom i córkom duchowym... Kochajcie zawsze Boga i swoje dusze, i wszystkie swoje siostry, i zachowujcie starannie to, co przyrzekłyście Panu. Pan niech będzie zawsze z wami i obyście wy zawsze z Nim były...”
Słuchające tego wszystkie ubogie siostry z trudem hamowały łzy. Niejedną ogarniała wielka żałość, ale wszystkie będąc pewne świętości swej matki, radowały się godziną jej wejścia na gody Baranka...

* * *
Późnym popołudniem, gdy już duch uniesiony w niebieskie królestwa opuścił ciało świętej Klary, a ono spokojnie spoczywało dalej na lichym sienniku, pośród pochylonych wokół niego sióstr, rozległo się kołatanie do bramy. Już po całym mieście w lot błyskawicy rozniosła się wieść, że pani Klara odeszła po wieczną nagrodę. Pierwszymi, którzy pragnęli nawiedzić święte ciało, a których można było wpuścić w progi klauzury, był sam Ojciec święty wraz ze swoją świtą. Wśród grona przybyłych kardynałów nie brakło oczywiście Rajnalda. Jego twarz odbijała wszystkie obecne w jego sercu uczucia. Znaczna mieszanka: zaduma, pokój, wdzięczność, ale i całkiem ludzki towarzysz śmierci – smutek. Duch wiary trzymał wodzę nad odruchami rozrzewnienia. Bracia z zakonu św. Franciszka także byli już obecni w niemałym gronie; kierowani braterską troskliwością i synowskim uczuciem, przybyli, by wspólnie oddać należny hołd Zmarłej – jakby spłacając dług otrzymanej od niej miłości. Gdy bracia rozpoczęli odmawianie oficjum o zmarłych, sam Innocenty IV w porywie serca zapragnął raczej uczcić Klarę oprawieniem oficjum o dziewicach. Zebrani podzielali motyw tegoż papieskiego rozporządzenia, jednocześnie potwierdzając powszechną opinię o świętości Zmarłej – jakby zasługującą już na kanonizację, lecz rozsądek i roztropność, które są koronami cnót i najlepszymi doradcami, przemówiły ustami kardynałów, radząc wstrzymać się z tym aktem przynajmniej do odprawienia obrzędów pogrzebowych.
 
Przed klasztorem, mimo już późnego bardzo wieczoru, było bardzo jasno. Asyżanie tłumnie podjęli modlitewne czuwanie, przeplatając szlochy z pieśniami chwały na cześć Boga Stwórcy. Kardynał Rajnald, powracając do siebie, spojrzał w rozgwieżdżone niebo. Brat księżyc ten sam co wczoraj. Ale noc już nie będzie taka sama. Bo niebo jest dziś inne. Bogatsze o jedną świętą duszę. „Święta Klaro, módl się za nami!”